Weekend, weekend i po weekendzie... a szkoda. Odwiedziła mnie Adrianna. Spędziłyśmy.. hm.. szalony weekend właśnie. Punktem docelowym było afterparty K MAG'a na które miałyśmy Zaproszenia, ale o tym później.
W piątek z rana ogarnęłam się szybko i skoczyłam po Adę na dworzec. W międzyczasie kupiłam nam kawę w Stabucksie by dać bidulce choć małego kopa energetycznego, gdyż czekał ją bardzo długi dzień. Najpierw wyruszyłyśmy na misję. Oczywiście nie wysiadłyśmy na tym przystanku co trzeba i musiałyśmy się trochę nakombinować by ogarnąć co jest nie tak. Później długa droga na pieszo do jakiś dziwnych baraków, hahaha. Sama wizyta zajęła nam może z 3 minuty i czekała nas taka sama podróż powrotna. Skoczyłyśmy na obiad do pizzy hut i wróciłyśmy do domu żeby się ogarnąć i wybrałyśmy się wraz z Bogdanem do szisza baru. Świetne miejsce, jeżeli będziecie mieli okazję być w Poznaniu i będziecie w posiadaniu wolnego wieczoru to naprawdę warto odwiedzić tę knajpkę na ulicy Taczaka. Można tam dostać z 20 rodzajów piw i z 30 smakowych dżemików do sziszy. Polecam:)
W sobotę z samego rana wybrałyśmy się na tzw "zakupy na swagu". Ada miała do odrobienia pracę domową z francuskiego, a mianowicie zrobienie sałatki Nicejskiej, więc musiałyśmy kupić dużo potrzebnych produktów. Wyszła nam bardziej mieszanka sałatki nicejskiej z grecką, ale była dobra :) podczas wizyty w sklepie wpadłyśmy na genialny pomysł zrobienia tęczowych babeczek, ale nie przemyślałyśmy tego, iż jedyny mikser jaki mamy, to mój mały szejker który służy mi tylko do robienia moich koktajli rano, aczkolwiek również jakoś dałyśmy radę, choć już tak dobrze to nam nie wyszło ;)
ogarniałyśmy się pół dnia, by wieczorem wybrać się do Starego Browaru, w którym znajduję się klub SQ. Ada była umówiona na 21, więc miałam trochę czasu. Niestety nie wiedziałam, iż o 21 właśnie zamykają wszystkie sklepy i zdążyłam kupić tylko kawę w Starbucksie i przez godzinę siedziałam sobie tak naprawdę nic nie robiąc. Po dziesiątej starałam się znaleźć Adę, co wcale nie było takie łatwe. Po pierwsze pan ochroniarz zamknął wejście przez które powinnyśmy przejść żeby się spotkać i w ogóle zamykał już główne wejścia do browaru, co tylko utrudniało sprawę. W rezultacie stałyśmy przy dwóch różnych wejściach, na okropnej kostce brukowej gdzie po prostu w szpilkach nie da się chodzić. Jakimś cudem, po przejściu tysięcy schodów odnalazłam zgubę. Poszłyśmy zatem do klubu SQ na "K MAG art&fashion afterparty". Lokal jest naprawdę sympatyczny. Dużo wygodnych kanap, świetnie wyposażony bar i parkiet. Na rozmieszczonych na sali telewizorach leciały spoty reklamowe K MAG'a. Obsługa lokalu miała świetne koszulki z napisami typu "don't think-drink", czy "you can't buy happiness, buy alcohol".
Ogólnie impreza była naprawdę fajna. Wszędzie było pełno świetnie ubranych, stylowych ludzi (nie wspomnę o mega przystojnych facetach;), naprawdę każdy miał na sobie coś takiego, co z chęcią znalazłabym w swojej szafie. Miałam okazję poznać słynnego M.K., który jest z pewnością przystojniejszy na żywo. Ada coś tam mu o mnie wspomniała co mnie bardzo zdziwiło kiedy dowiedziałam się że podobno jestem idealna.. podobno ;) Cieszę się cholernie, że ten mały głupol ma choć trochę szczęścia, bo wiem, że tego potrzebuje. Buziaki kochanie :*
Poznałyśmy bardzo dużo ludzi, jeden facet był nawet z Kołobrzegu :) z kolei jeden słodziak, który pomagał nam o 4 rano znaleźć drogę na przystanek pośród mgły, gdzie zupełnie nic nie było widać, biegł specjalnie za nami, by się zapytać, czy możemy go przenocować nawet na podłodze. Bidaczek. Jedynym uszczerbkiem na zdrowiu są moje pozdzierane stópki, ale byłam takim geniuszem, że zabrałam ze sobą trampki żeby to przypadkiem nie płakać po drodze. Ale bolą dalej kurcze.
Po powrocie około 5 do domu, wstałam przed 13. Adriana oczywiście już od 8 nie mogła spać, a ja po prostu musiałam się wyspać, jestem jakimś zgonem ostatnio, ciągle bym spała.. Ogarnęłyśmy się szybko by zdążyć na dworzec.
Po powrocie do mieszkania zrobiłam małe przemeblowanie w swoim pokoju. Zrobiło się teraz trochę więcej miejsca, więc jestem zadowolona. W końcu miałam chwile, żeby ogarnąć swoją tablice korkową, więc powiesiłam plan i stare zdjęcia które po prostu lubię. Nie zabrakło tam również mojego cudownego klucza do "domu", który wiernie wisi i czeka na powrót do Kołobrzegu i VSDS.
Z nowości, to w niedalekiej przyszłości będę prowadziła warsztaty w Goleniowie, więc jeżeli ktoś będzie miał ochotę odwiedzić G-town i przy okazji troszkę nauczyć się tańca współczesnego, salsy bądź high heels to zapraszam :)
wrzucam Rihannkę i jej diamenty na dobranoc!
"find light in the beautiful sea, I choose to be happy...
you’re a shooting star I see, a vision of ecstasy
we’re like diamonds in the sky ..."
you’re a shooting star I see, a vision of ecstasy
we’re like diamonds in the sky ..."
podróżniczka |
cukiernik number 1 |
konsultacja z mamą - którą oliwę z oliwek wybrać |
4 rano + bolące stópki = trampki zbawieniem |
"bierzmy te ogórki i chodźmy!" |
napój bogów - malibu z sokiem ananasowym YUMMI! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz