Ajajaj, jestem taką pierdołą i znowu nie pisałam szmat czasu! Przepraszam!
Muszę przyznać, że u mnie dobrze :) naprawdę jestem jakaś taka... szczęśliwa? Nie do końca wiem, co jest tego przyczyną, ale nie przeszkadza mi to zupełnie!
Od mojego ostatniego wpisu zmieniło się sporo rzeczy.
Pierwszą podstawową, jest fakt, iż się postarzałam i mam już 20 lat! Jestem już jak stara babcia, a co najgorsza moje nastoletnie dni się skończyły :( Ale od początku. W pierwszych dniach lutego przyjechała do mnie Marta. Spędziłyśmy świetne czas buszując po wszystkich poznańskich galeriach, robiąc głupie zdjęcia, próbując nowych napoi i pysznych jedzonek, odwiedziłyśmy nawet kino dwa razy i robiłyśmy multum różnych dziwnych rzeczy. Co ciekawsze, zrobiłyśmy potężne zakupy, za które powinnyśmy zapłacić ponad 2 000 tys zł, a zapłaciłyśmy 690zł! - I LOVE SALES! Następnie wróciłyśmy do Kołobrzegu. Podróż była tragiczna, przez pierwsze półtorej godziny stałyśmy, później już jakoś zleciało. W Kołobrzegu jak to w Kołobrzegu, zawsze coś się dzieje ;) Odwiedziłam moją kochaną YoMamkę, Emilka urządzała parapetówę w nowym mieszkaniu, choć do moich urodzin wówczas było jeszcze kilka dni, ja "zorganizowałam" urodziny, czyt. wybraliśmy się do Saxofonu a następnie do MarineGo. Taaaam impreza była przednia! Dziękuję bardzo wszystkim którzy razem ze mną świętowali :) spędziłam mnóstwo czasu w McDonaldzie, jak zawsze z resztą i wypiłam hektolitry kawy. Kiedy 13.02 wielkimi krokami zbliżały się moje urodziny wybraliśmy się ponownie do naszego ukochanego Saxofonu, z osobami z którymi nie było mi dane się widzieć na "wcześniejszych" urodzinach, zatem mieliśmy sporo czasu do rozmowy. Największa zabawa była w walentynki :) Już pominę fakt, iż walnęła mi dwudziecha, ale cudowna para wzięła ślub! Państwo Harrisowie pobrali się, akurat w moje urodziny, co było wielce magicznym wydarzeniem.
Byłam nieco zestresowana tym ślubem, ostatni raz byłam na takim kiedy miałam 6 lat, zatem zbyt wiele nie pamiętałam. Dodatkowo bałam się strasznie, że mój prezent nie przypadnie im do gustu, co dzięki Bogu było zupełnie niepotrzebne. Kiedy podjechali pod Urząd Stanu Cywilnego zamarłam na chwilę. Paula wyglądała tak przepięknie, oboje tryskali radością i czuło się tą miłość w powietrzu! Już wiedziałam, że będę dzisiaj wiele razy wzruszona :) kiedy tak wchodziliśmy schodami do sali, na całej długości stały moje przepiękne, przebrane w barwy biało-niebieskie cheerleaderki :* co było wspaniałym pomysłem! Cała ceremonia ślubna (? o ile tak to się nazywa) była naprawdę magiczna, czuło się taką rodzinną, ciepłą atmosferę. Pojawili się tam również koszykarze Kotwicy Kołobrzeg, oraz AZS Koszalin, co sprawiło iż czułam się malusia nawet w swoich szpilkach :) Pod ratuszem obsypaliśmy Parę Młodą ryżem, pieniędzmi i konfetti. Pojawili się nawet fani Kotwicy z czerwonymi racami, które sprawiły, że wszędzie zaczął panować kolor czerwony. Nawet maskotka czarodzieja z wydm dzielnie dzierżyła pochodnię :) Po ceremonii wybraliśmy się autokarem do Grzybowa gdzie odbywało się wesele. Sala była przepiękna. Cudne białe pióra, ciepłe lampeczki, panująca biel i beż, naprawdę ślicznie. Było nas wówczas trochę mało, gdyż Kotwica miała mecz, a AZS bodajże trening i mieli się zjawić troszkę później.
Wydaję mi się, że impreza naprawdę się udała. Powygłupialiśmy się na parkiecie, wszyscy byli nastawieni naprawdę ciepło, z uśmiechami na twarzach, aż zaczęły pękać pewne mury, liczę, że padną do końca niebawem :)
Robiliśmy różne weselne konkursy, ha, jeden nawet wygrałam z przecudownym Cameronem Bennermanem. Baaaardzo sympatyczny człowiek, nie mogliśmy się nagadać, nasz taniec z balonem był tak mistrzowski, że aż wygraliśmy wódkę :) wspaniały mężczyzna. i bardzo przystojny ;)
Mieliśmy okazję również poznać mamę i siostrę Darrella, które są przesympatycznymi kobitkami!
Ogólnie wesele jak najbardziej udane, wszyscy bawili się wyśmienicie, Para Młoda wyglądała na szczęśliwą, a to najważniejsze :)
Niestety to co dobre, szybko się kończy, a ja na drugi dzień o 9 musiałam już jechać do Łodzi. Spędziłam w pociągu niecałe 10h co mnie doszczętnie wymęczyło, biorąc pod uwagę potężny ból głowy. Ale za to z ciekawostek można powiedzieć, iż o ślubie państwa Harrisów mówili nawet w wiadomościach w Radiu ESKA co moim zdaniem było przesympatyczne z ich strony :)
W Łodzi miałam same zaliczenia. W sobotę spędziłam na uczelni ponad 12 godzin. Na ostatnim zaliczeniu już o godzinie 20 z improwizacji ruchowej zaczęło nam odwalać i chichrałyśmy się z dziewczynami jak powalone. Robiliśmy tak brechowe rzeczy, że ciągle płakałam ze śmiechu. Ja dostałam temat "subtelny łapacz ciągników", co zrobiłam w cudowny sposób hahaha. Biedna Anitka.. i ten Prince-kiss hahaha! ale dostałam 5! Głupawka po tylu godzinach pracy jest naprawdę cudownym doświadczeniem :) biorąc pod uwagę, że tematy naszych improwizacji to np. zielony chaotyczny dzięcioł, czy wychillowany hydrant w oceanie, czerwony kaktus z prądem, metalowy kowboj, czy romantyczny spawacz. Daliśmy wszyscy ostro popalić panu Jackowi, który nas za to uwielbia oczywiście! :)
Aktualnie właśnie leże w swoim poznańskim łóżku i zastanawiam się za co się zabrać. Chyba będę kontynuować Ciemniejszą stronę Greya, bo nie miałam czasu ostatnio, albo wezmę się za ostatni odcinek Pretty Little Liars. Myślałam, że będę mieć na to więcej czasu, ale niestety po mojej tygodniowej nieobecności w mieszkaniu myślałam, że zabije chłopaków za to, że z naszej lodówki praktycznie wyszła już pleśń. Wywaliłam ponad połowę lodówki i musieliśmy ją zdezynfekować, bo to było okropne!
KOBIETY DROGIE! nigdy przenigdy nie gódźcie się na mieszkanie z facetami, jeżeli żaden z nich nie jest waszym facetem! Nie róbcie sobie takiej krzywdy! ;)
a ja ze swoim dobrym humorem uciekam i życzę miłego tygodnia! :)
VSDS Yo Mama my love <3 |
moustache joł |
wąs na czole zawsze spoko |
bubble tea |
yogo choice <3 |
Multikino i przystojny Siwy na kubeczku |
VSDS Yo Mama & K MAG & Milka mniaaaaaam! |
urodzinowe kwiatuszki początek :) |
technika tańca współczesnego |