Maaatko.. nie wiem od czego zacząć! Mam tyle rzeczy do opowiedzenia.. Ostatnie kilka dni spędziłam na uczelni. Mam dużo nowych przedmiotów takich jak psychologia ogólna, pedagogika ogólna, historia wychowania, socjologia, biomedyczne podstawy rozwoju i wychowania, warsztaty komunikacji interpersonalnej no i oczywiście różne przedmioty z języka angielskiego jak fonetyka itp niektóre naprawdę są ciekawe, aczkolwiek zabija mnie fakt, że na każde zajęcia muszę przeczytać kilka rozdziałów z różnych książek naukowych których rozszyfrowanie zajmuje naprawdę dość dużo czasu.Jak już kiedyś wspominałam, w mojej grupie jest dużo fajnych dziewczyn i liczę, że będzie nam się razem wspaniale współpracowało przez te 3 lata. Mega równe babki :) We wtorek wybrałam się na kawę z Pauliną i Mariką, przegadałyśmy prawie 5h, buźki nam się nie zamykały :) Cieszę się niezmiernie, że je poznałam bo są naprawdę cudowne! W piątek miała przyjechać Adriana, wcześniej byłam na zajęciach u Andrei Brendel, na której zrobiła chorełkę do Birdy - Skinny Love. Spotkałam tam też moją kochaną Valerię z jej nowym rowerem aka Koniem Carlosem :) Zajęcia odbywały się w przepięknej nowej szkole, gdzie pełno było ciekawych budowli, posągów i obrazów. Przyjechałam do domu, gdzie czekała już na mnie Ada z makaronem z sosem serowym. Ogarnęliśmy się i wyruszyliśmy na imprezę do Eskulapu, gdzie miała być impreza pod hasłem "Gangnam Style". Oczywiście spóźniliśmy się na wszystkie atrakcje, gdyż doszliśmy tam po 24 i tak naprawdę było już lekko po imprezie. Jest to klub studencki, który znajduję się przy uniwersytecie medycznym, ogólnie jest naprawdę fajnie w środku, ale piwo mają najgorsze na świecie.. poważnie. Pogłupczyliśmy trochę i przed 3 byliśmy już w domu. Następnego dnia wyruszyłyśmy z Adą na Malte na zakupy. Tradycyjnie trochę nam zeszło na tzw "ogarnięcie", więc w Malcie byłyśmy dopiero około 17. Nie do końca wiedziałyśmy jak tam trafić, lecz po wyjściu z tramwaju poznałyśmy dwóch miłych chłopaków.. jeden był na pewno Kamil... niestety drugiego imienia nie pamiętam, którzy chętnie pomogli nam dotrzeć na miejsce. W Malcie spędziłyśmy dość dużo czasu, odwiedziłyśmy Pizza Hut i praktycznie każdy sklep z ciuchami, gdyż szukałam jakiejś ciepłej kurtki, bo niestety poznański klimat nie sprzyja mi najlepiej i ciągle jestem chora. W końcu udało mi się ją kupić w H&M, razem z torbą, spodniami i naszyjnikiem. Tam dojechała do nas Justyna i przetransportowałyśmy się do mojego mieszkania. Ogarnęłyśmy się przed najlepszą imprezą w moim życiu.. DESPERADOS - THE WILDEST NIGHT PARTY! w końcu wyruszyłyśmy do "Starej Rzeźni", gdzie była - jakby to powiedzieli poznaniacy - "wuchta wiary". Cała impreza była zainicjowana jakby się wchodziło do więzienia. Na zewnątrz wszędzie były światła, które krążyły po placu, tak jak to się dzieje zawsze w amerykańskich filmach ;) jeździły tam więzienne furgonetki, a cała obsługa była wystylizowana na 'ludzi nie z tego świata', w czerwonych soczewkach, wymalowanych twarzach i specjalnych strojach. Najpierw trafiłyśmy w miejsce gdzie był skate park i część w której można było założyć maskę, umalować twarz i się "odpicować" z czego nie skorzystałyśmy. Następnie weszłyśmy do głównego budynku, w którym znajdowały się przeróżne sale. Była mała i duża scena, oczywiście wszystko w różnych pomieszczeniach, strefa chilloutu, gdzie można było odpocząć od wszechobecnego dubstepu. Następnie sala gdzie można było sprejami malować po ścianach, lecz niestety skończyły się już gdy tam trafiłyśmy, aczkolwiek artyści którzy byli odpowiedzialni za malowanie tam graffiti i innych dzieł, spędzili z nami dość dużo czasu pozostawiając nam "dziary" robione różnymi kolorowymi markerami. Było tzw "Pillow Story" czyli miejsce bitwy na poduszki. Było tam peeeeełno pierza i gąbka pod nogami, więc jak weszłyśmy w 15 cm szpilkach to było dość śmiesznie. Kaszlałam później tymi piórami, nie mówiąc o tym, że większość przyniosłyśmy do domu. Było jeszcze miejsce do robienia zdjęć tzw "WANTED", jak na więzienie przystało. Oczywiście wszędzie znajdowały się bary, gdzie można było kupić Desperadosa. Fajnie rozwiązali sprawę, bo gdy się przyszło ze szklanką, piwo było tańsze. Spotkałyśmy wiele "sław".. takich jak Michał Piróg, Marina, Juliet Kuczyńska, Mikołaj Komar, czy Mrozu, ten ostatni tak nas zmierzył, że miałam ochotę roześmiać się mu w twarz. Ogólnie najgorsze jest to, że Marina jaki i Maffashion są tak samo śliczne na żywo jak i na zdjęciach, co jest strasznie demotywujące. Wybawiłyśmy się przeokropnie. To była najbardziej szalona impreza na której kiedykolwiek miałam okazję się bawić. Te wszystkie tańczące "nimfy" w klatkach, światła, pierze... naprawdę magiczne miejsce. Na pewno razem z Adą i Justyna zapamiętamy to na baaaaardzo długo. Spotkałyśmy też Madzie Sachagen i mnóstwo przystojnych facetów, których imion już nie pamiętam. Końcówkę imprezy pominę, gdyż to musi pozostać między naszą trójka ;) w domu byłyśmy po 4, Ada padła od razu, my z Justyną zjadłyśmy jeszcze pół lodówki. Rano wszystko było w zielonej farbie i pierzu, moje buty wyglądają jakbym wyszła z kurnika :D Po południu pojechałyśmy na dworzec, odwieźć Adę i od tamtego czasu siedzę w domu. Cieszę się bardzo, że odwiedził mnie ten mały szałaput :) Przywiozła mi w ogóle orła i przez nią zaczęłam grać w "ICE AGE VILLAGE" i nie mogę przestać :D Muszę jutro wstać o 6 i przetransportować się na drugi koniec miasta, by załatwić tę cholerną sprawę z WFem. Oczywiście podróż ma trwać ponad godzinę ... a o 9:45 zaczynam wykłady. Nie mam pojęcia czy się wyrobię... aczkolwiek wyjścia nie mam... to zostawiam duuużo zdjęć i śmigam spać. Dobranoc :
|
moja literatura |
|
Marika, Paulina i Starbucks |
|
pozytywka |
|
Valeria i jej koń Carlos |
|
jem pierze |
|
nowa dziara |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz