Znów korzystam z zacnych usług pkp. Za mną już ponad 7 godzin podróży i do pokonania kolejne 3, plus spore opóźnienie... mój tyłek odpada i zaraz tutaj wykituję. Jestem już strasznie zmęczona tymi podróżami.
Cieszę się cholernie że w końcu wyśpię się w swoim wspaniałym łóżku razem z moim kotem i pójdę sobie do garnizonu, spędzę trochę czasu z rodziną, tak w ogóle to moja babcia obchodzi dzisiaj 63 urodziny! Młodziutka kobitka! WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO BABCIU! <3
Przez studiowanie w dwóch miastach zaburzył mi się plan tygodnia. W weekend mam jeszcze więcej do zrobienia, od 8 do 21 jestem na uczelni, a później w tygodniu odsypiam popołudniami, co daje efekt totalnego nieogarnięcia. Nie mam na nic czasu, a jak już go znajdę to zwyczajnie w świecie mi się nie chce.
Dlatego bardzo się cieszę, że w tym tygodniu weekend zaczyna się dla mnie od poniedziałku :) Nareszcie kilka dni spokoju, żadnych grubych naukowo-psychologicznych książek w zasięgu wzroku, nie ma śniegu - jest chill.
Właśnie, jak już wspomniałam o śniegu, to jak już zapewne wiecie, wiele miast Polski zostało zaszczycone owym białym puszkiem odrobinę za wcześnie, gdyż już w październiku. Jednym z tych miast jest również Łódź, czego totalnie się nie spodziewałam. Kiedy w sobotę o 7 wyszłam z domu i zobaczyłam pół metra śniegu przed klatką to zamarłam na chwile. Oczywiście nie byłam ubrana odpowiednio do pogody, więc zmarzłam jak cholera i znowu jestem chora.
Zajęcia w Akademii mam w piątki, soboty i niedziele. W piątki są kierunki pedagogiczne i zaczynają się dopiero od 15 do 21, więc nie jest źle. Sobota i niedziele wyglądają trochę gorzej, bo jestem na uczelni od 8 rano do 9 wieczorem. Jest to straszne, bo po 10 godzinie zajęć nie wiem jak się nazywam, a mam słuchać o różnych mięśniach, albo o tańczących historycznych grekach dla których improwizacja była polowaniem na dziką zwierzynę i zjedzeniu jej żywcem, albo mam klasykę, lub co gorsza muszę sama coś wymyślać, a mój mózg po prostu odmawia posłuszeństwa ze zmęczenia.
Wracając do śniegu, oczywiście w sobotę nikt się nie spodziewał, że będą takie warunki atmosferyczne, mimo że się o tym trąbiło wszędzie, to miasto nie było przygotowane na to, że będzie problem w komunikacją miejską. Na jeden tramwaj czekałam godzinę w zamieci śnieżnej i przy jakiś -10 stopniach, w końcu pojechałam innym na jakieś inny przystanek skąd mogło kursować więcej "moich" tramwai, tam już czekałam "tylko" pół godziny, ale trzęsłam się jak galaretka i nawet ludzie się mnie pytali czy wszystko w porządku. Biorąc pod uwagę fakt, iż sam dojazd do szkoły baletowej trwa 45 minut, a do tego moje półtora godzinne czekanie na transport sprawiło, że byłam w domu po jedenastej, zamarznięta na kość, rozmazana i wyglądająca jak śniegowa kula.
Wcale za tym nie tęskniłam.
Swoją drogą przypomniała mi się studniówka i moja kochana klasa i w ogóle polonez i dużo fajnych innych wspomnień które kojarzą mi się ze śniegiem. Jak tylko przyjadę do domu to obejrzę sobie film ze 100.
Jutro znów muszę odwiedzić moją ukochaną dentystkę, wiec zapewne będę miała sparaliżowane pół twarzy. Chciałabym również odwiedzić Gromaska, gdyż obiecałam Ani, że wpadnę do niej na kawę, chociaż zapewne po znieczuleniu nie będę mogła niczego pić, no i oczywiście chciałabym chociaż zobaczyć moje kochane vsdsowe głupole, bo tęsknie za nimi straaaasznie! Jak moja mama wczoraj do mnie zadzwoniła, po powrocie z koncertu charytatywnego na którym tańczyła moja siostra i ogólnie VSDS, wielce podekscytowana i zaczęłam mi mówić jaką świetną choreografię zrobił Damian i jak cudnie tańczyła Yo Mama i że Madzia była Whitney i w ogóle o tym jak cudnie zatańczyli to pękło mi serducho, że mnie tam nie było :( dużo rzeczy omija mnie ostatnio. Wszystkie imprezy Halloweenowe, Fasion Week w Łodzi i festiwal taneczny w tym samym czasie, mecz Kotwicy i koncert charytatywny... to nie jest fajne uczucie. ale niestety nie mam totalnie na to wpływu...
wrzucam Wam kilka śnieżnych zdjęć Łodzi i moje podróże - miłego tygodnia!
anatomia i ja
zabawa z 2 letnim Nathanem
kiedyś wspominałam o moim zwyczaju ciągłego przewijania "dalej", oto efekty wyłamałam kawałek obudowy ;)
Siedzę sobie właśnie w pociągu do Łodzi. Jeszcze jakieś 2 h drogi przede mną.
Teoretycznie włączyłam komputer by w końcu napisać pracę na sobotnie zajęcia z anatomii, za którą zabieram się prawie dwa tygodnie, a jak zwykle skończyło się na tym, że siedzę na fejsie.
Jutro mam zajęcia tylko od 15 do 18, więc w końcu się wyśpię. Gorzej z sobotą i niedzielą, gdyż jestem w Akademii od 8 do 20. Jak wracam później na zajęcia na Uczelnie w Poznaniu to mam dziwne wrażenie, że zajęcia są meeeega krótkie, a trwają półtorej godziny. Dzieje się to za sprawą tego, iż w Łodzi najkrótsze zajęcia trwają 2 godziny, a najdłuższe 4, więc przestawiam się na trochę inny tryb pracy.
Ogólnie to właśnie sobie trochę wagaruję, gdyż powinnam być w tej chwili na jakimś spotkaniu na Uczelni i nie poszłam na zajęcia z pedagogiki. Dodatkowo w poniedziałek i we wtorek również mnie nie będzie, bo od razu z Łodzi transportuję się do Kołobrzegu (nareszcie!!! :). Nie lubię długich podróży, a ta ma trwać około 9 godzin więc będę się cholernie męczyć siedząc tyle czasu na dupie.
Jestem właśnie na pięknym dworcu w Kutnie. Chyba kiedyś pisałam o tym dworcu. Podświetlony wygląda jeszcze lepiej. Takie dworce powinny być we wszystkich dużych, reprezentatywnych miastach jak, Warszawa, Kraków, Poznań czy Wrocław.
W dalszym ciągu nie wiem co robić w Halloween. Nie miałam czasu by cokolwiek zorganizować i jak zwykle zostałam na lodzie.
Apropo Halloween, to wczoraj obejrzałam halloweenowy odcinek Pretty Little Liars o którym przypomniała mi Diana (dziękuję!:*), gdyż byłam tak pochłonięta pakowaniem i irytowaniem się na śmiech dziwnych, dwóch blondynek w moim mieszkaniu, że wypadło mi to z głowy. W rezultacie czego oglądałam go po 12 kiedy było cholernie ciemno, cicho i w ogóle strasznie. Umarłam z 10 razy ze strachu, a moje serce waliło tak mocno jak nigdy... no może po wypiciu wódki z red bullem było mniej więcej podobnie ;p w każdym razie jak skończyłam już oglądać serial i chciałam spać, to dalej czułam to dziwne kołatanie i nie mogłam się skupić na niczym innym tylko analizowaniu co się wydarzyło w odcinku.
Jeżeli ktoś jeszcze nie miał okazji oglądać żadnego z odcinków PLL, to gorąco zachęcam gdyż jest to naprawdę świetny serial. Ja obecnie czytam książkę, aczkolwiek idzie mi to dość opornie gdyż mam do przeczytania milion książek pedagogicznych. Ciągle jest wyczuwalne napięcie, dużo zwrotów akcji, do tego prześliczne główne bohaterki, które sama chciałabym mieć za przyjaciółki, albo chociaż mieć dostęp do ich szaf i do tego baaaardzo przystojni faceci. Brzmi apetycznie, wiem, ale taki też jest serial.
Naprawdę gorąco polecam! Wrzucę kilka fotek z tego odcinka, może trochę Was zachęcą :)
swoją drogą, ich cała halloweenowa impreza opierała się na przejażdżce w specjalnie przygotowanym strasznym pociągu i jak sobie teraz siedzę w tym przedziale, jest ciemno i praktycznie nie widzę niczego oprócz ekranu swojego notebooka i notebooka pary siedzącej na przeciwko mnie, no i oczywiście oświetlonego dworca Kutna to nic nie widać i przypominam sobie te wszystkie straszne twarze z tego odcinka i dodatkowo moja mp3 serwuje mi piosenkę Sail, Awolnation to czuję się dość.. niepewnie. Swoją drogą będę z dobrą obsuwą, gdyż w Kutnie miałam być minutę a byłam 45 ...
Dobra, kończę. Wrzucam kilka fotek z ostatnich dni i zdjątka Pretty Little Liars i zaczynam prace o tej Sile, bo pan Jurewicz mnie poskłada na tej anatomii.
nie mam pojęcia dlaczego na metce pokrowca do notebooków znajduje się takie zdjęcie...
Weekend, weekend i po weekendzie... a szkoda. Odwiedziła mnie Adrianna. Spędziłyśmy.. hm.. szalony weekend właśnie. Punktem docelowym było afterparty K MAG'a na które miałyśmy Zaproszenia, ale o tym później.
W piątek z rana ogarnęłam się szybko i skoczyłam po Adę na dworzec. W międzyczasie kupiłam nam kawę w Stabucksie by dać bidulce choć małego kopa energetycznego, gdyż czekał ją bardzo długi dzień. Najpierw wyruszyłyśmy na misję. Oczywiście nie wysiadłyśmy na tym przystanku co trzeba i musiałyśmy się trochę nakombinować by ogarnąć co jest nie tak. Później długa droga na pieszo do jakiś dziwnych baraków, hahaha. Sama wizyta zajęła nam może z 3 minuty i czekała nas taka sama podróż powrotna. Skoczyłyśmy na obiad do pizzy hut i wróciłyśmy do domu żeby się ogarnąć i wybrałyśmy się wraz z Bogdanem do szisza baru. Świetne miejsce, jeżeli będziecie mieli okazję być w Poznaniu i będziecie w posiadaniu wolnego wieczoru to naprawdę warto odwiedzić tę knajpkę na ulicy Taczaka. Można tam dostać z 20 rodzajów piw i z 30 smakowych dżemików do sziszy. Polecam:)
W sobotę z samego rana wybrałyśmy się na tzw "zakupy na swagu". Ada miała do odrobienia pracę domową z francuskiego, a mianowicie zrobienie sałatki Nicejskiej, więc musiałyśmy kupić dużo potrzebnych produktów. Wyszła nam bardziej mieszanka sałatki nicejskiej z grecką, ale była dobra :) podczas wizyty w sklepie wpadłyśmy na genialny pomysł zrobienia tęczowych babeczek, ale nie przemyślałyśmy tego, iż jedyny mikser jaki mamy, to mój mały szejker który służy mi tylko do robienia moich koktajli rano, aczkolwiek również jakoś dałyśmy radę, choć już tak dobrze to nam nie wyszło ;)
ogarniałyśmy się pół dnia, by wieczorem wybrać się do Starego Browaru, w którym znajduję się klub SQ. Ada była umówiona na 21, więc miałam trochę czasu. Niestety nie wiedziałam, iż o 21 właśnie zamykają wszystkie sklepy i zdążyłam kupić tylko kawę w Starbucksie i przez godzinę siedziałam sobie tak naprawdę nic nie robiąc. Po dziesiątej starałam się znaleźć Adę, co wcale nie było takie łatwe. Po pierwsze pan ochroniarz zamknął wejście przez które powinnyśmy przejść żeby się spotkać i w ogóle zamykał już główne wejścia do browaru, co tylko utrudniało sprawę. W rezultacie stałyśmy przy dwóch różnych wejściach, na okropnej kostce brukowej gdzie po prostu w szpilkach nie da się chodzić. Jakimś cudem, po przejściu tysięcy schodów odnalazłam zgubę. Poszłyśmy zatem do klubu SQ na "K MAG art&fashion afterparty". Lokal jest naprawdę sympatyczny. Dużo wygodnych kanap, świetnie wyposażony bar i parkiet. Na rozmieszczonych na sali telewizorach leciały spoty reklamowe K MAG'a. Obsługa lokalu miała świetne koszulki z napisami typu "don't think-drink", czy "you can't buy happiness, buy alcohol".
Ogólnie impreza była naprawdę fajna. Wszędzie było pełno świetnie ubranych, stylowych ludzi (nie wspomnę o mega przystojnych facetach;), naprawdę każdy miał na sobie coś takiego, co z chęcią znalazłabym w swojej szafie. Miałam okazję poznać słynnego M.K., który jest z pewnością przystojniejszy na żywo. Ada coś tam mu o mnie wspomniała co mnie bardzo zdziwiło kiedy dowiedziałam się że podobno jestem idealna.. podobno ;) Cieszę się cholernie, że ten mały głupol ma choć trochę szczęścia, bo wiem, że tego potrzebuje. Buziaki kochanie :*
Poznałyśmy bardzo dużo ludzi, jeden facet był nawet z Kołobrzegu :) z kolei jeden słodziak, który pomagał nam o 4 rano znaleźć drogę na przystanek pośród mgły, gdzie zupełnie nic nie było widać, biegł specjalnie za nami, by się zapytać, czy możemy go przenocować nawet na podłodze. Bidaczek. Jedynym uszczerbkiem na zdrowiu są moje pozdzierane stópki, ale byłam takim geniuszem, że zabrałam ze sobą trampki żeby to przypadkiem nie płakać po drodze. Ale bolą dalej kurcze.
Po powrocie około 5 do domu, wstałam przed 13. Adriana oczywiście już od 8 nie mogła spać, a ja po prostu musiałam się wyspać, jestem jakimś zgonem ostatnio, ciągle bym spała.. Ogarnęłyśmy się szybko by zdążyć na dworzec.
Po powrocie do mieszkania zrobiłam małe przemeblowanie w swoim pokoju. Zrobiło się teraz trochę więcej miejsca, więc jestem zadowolona. W końcu miałam chwile, żeby ogarnąć swoją tablice korkową, więc powiesiłam plan i stare zdjęcia które po prostu lubię. Nie zabrakło tam również mojego cudownego klucza do "domu", który wiernie wisi i czeka na powrót do Kołobrzegu i VSDS.
Z nowości, to w niedalekiej przyszłości będę prowadziła warsztaty w Goleniowie, więc jeżeli ktoś będzie miał ochotę odwiedzić G-town i przy okazji troszkę nauczyć się tańca współczesnego, salsy bądź high heels to zapraszam :)
wrzucam Rihannkę i jej diamenty na dobranoc!
"find light in the beautiful sea, I choose to be happy... you’re a shooting star I see, a vision of ecstasy we’re like diamonds in the sky ..."