niedziela, 9 września 2012

Berlin

Hahahaha, i kto by się spodziewał takiego wyjazdy rodem z MTV wkręca? :D NIKT! Poważnie, przez cały wyjazd miałam wrażenie, że za moment wyskoczy ekipa kamerzystów i krzyknie "MAMY WAS!", ale niestety tak się nie stało ...
ale od początku :D O godzinie 5.20 zjawiłam się na ulicy Granicznej. Oprócz Kuby i Damiana nie było tam nikogo. Ciemno, zimno i nie wiemy czy jesteśmy we właściwym miejscu. Nagle zjawia się starszy pan z laseczką, w kapelusiku i pyta się nas czy my na Berlin, przytakujemy od razu, a ten mówi, żebyśmy weszli do środka bo zmarzniemy. Wchodzimy do starej klatki, z przerażającym zielonym kolorem na ścianach z którego farba praktycznie sama odpada, zaraz po lewo znajduję się pomieszczenie - wygląda niczym babciny pokój, obklejony różnymi hasłami, na środku wielki stół z krzesłami i jakieś szafki. Krząta się tam kilka starszych pań, które ochoczo opowiadają nam historie tych wyjazdów i to, że muszą zabrać ze sobą "papcie" na tak długą podróż. Wcześniej wspomniany pan z laseczką, który okazała się później przewodniczącym koła emerytów, chyba nas za bardzo nie polubił, bo od razu robił awanturę o listę osób, komentował chamsko wszystko co robimy.. zapewne był starszy wojskowy, ale dzięki Bogu z nami nie jechał.
Po dziwnych przygodach w autokarze, czyli tym że nie możemy siedzieć z tyłu, a później, że nie możemy również siedzieć z przodu, bo każdy z "chórzystów" ma swoje miejsce w autokarze, usiedliśmy na środku, otoczeni zapachem babcinych perfum. Podróż przebiegła by spokojnie, gdyby nie to, że cudowne babcie śpiewały całą drogę, bądź pan Bolek - kierownik wyjazdu - opowiadał tak suche żarty, że nie mogliśmy wytrzymać i dodatkowo puszczał przeboje o dziwnych winobraniach bądź "ale jajach" i inne hity lat 30.
Oczywiście my musieliśmy siedzieć cicho i słuchać muzyki z "walkmena" bo, przecież chóru jest więcej i musimy się dostosować.

Dojechaliśmy do Berlina, pierwszy występ mieliśmy mieć w ośrodku. Jak się okazało, był to ośrodek dla ludzi starszych i niepełnosprawnych. Nasz program zatem musiał ulec zmianie - nie tańczyliśmy układów gdzie był krump, czy dancehall, ani nie przebierałyśmy się w żadne krótkie spodenki itp, żeby przypadkiem jakiś dziadek nie umarł tam na zawał. Muzyka leciała strasznie cicho, że było słychać wszystkie nasze skrzypiące kolana i ciężkie oddechy.
Po tym występie przyszedł czas na obiad. Najlepszym pytaniem, które może go skomentować, zadał Konrad "dlaczego k* w tej zupie jest parówka ?!", więcej na ten temat nie napiszę, bo brak mi słów ;p
W między czasie udało nam się pochodzić po uliczkach Berlina. Oczywiście naszą największą uwagę przykuł sklep "wszystko po 1 Euro" z którego mamy miliard zdjęć. Znalazłyśmy napój energetyczny Seaside Girls z logiem supermana, albo z Chipendailsami i takie różne.
Następny koncert odbył się już przy ratuszu, były to obchody jednej z dzielnic Berlina, więc stało tam pełno stoisk z ciuchami, lodami, napojami, jedzeniem, jakieś loterie, mechaniczne byki, konie i miliard innych ciekawych rzeczy. Występ wyszedł nam dobrze, oprócz tego, że scena była dość mokra, po wcześniejszych opadach deszczu i na współczesnym troszkę się ślizgałam po błotku, ale było fajnie. Obeszliśmy pobliską galerię handlową, nie za długo, by przypadkiem nie spóźnić się na godzinę 18:00 na czekający na nas autokar, bo w przeciwnym wypadku kontynuowalibyśmy "zwiedzanie" na własną rękę. Żałuję strasznie, że nie kupiłam w końcu przepięknych botków, zdobionych pseudo wężową skórą i naprawdę pęka mi serce w tym momencie :(
Podróż powrotna, była niemalże identyczna do tej porannej, te same suche żarty, te same przyśpiewki i zapach babcinych perfum, ale za to my dostaliśmy głupawki, więc było chyba troszkę przyjemniej. Polunia robiła multum zdjęć, Kuba nakręcał sucharowe disy na Marka aka suchego Mike'a i ogólnie było miło.
Z pewnością nie był to typowy wyjazd i zapamiętam go na długo.. i chyba to było w nim najbardziej urocze, że był tak mocno szurnięty, że aż nas przerósł ;p Hahaha, kurcze, ale jednak było fajnie! :D a oto mała fotorelacja z naszego czadowego wyjazdu do Berlina :) Pozdrawiam gorąco!!!
wczasowiczka Łopi w Berlinie
Ola, świnki, czapajki i fajne niemieckie graffiti

śpiulek Kondziu
napój Seaside Girls
"przepyszny" niemiecki obiad
"taaaaka najedzona Łopi"
biedne i głodne Seaside

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz