Kurcze, starałam się przez cały dzień napisać notkę, a za cholerę nie miałam czasu i nie mogłam się do tego zabrać. Właśnie znalazłam kilka wolnych minut przed snem, kiedy mogę co nie co napisać, zatem chciałam wspomnieć o wczorajszym wieczorze. Matko, co to był za melanż! W ogóle dzień był dość szalony.
Najpierw z rana (o 15 :D) pobiegłam do Qulturka Caffe - do której bardzo gorąco wszystkich zapraszam - by namówić moje słodziaki na imprezę. Jak zawsze imprezowe duszyczki nie miały najmniejszych przeciwwskazań na melanż, zatem wieczór zapowiadał się wręcz zacnie. Następnie szybko odwiedziłam moją ukochaną Paulinkę w Mc Cafe, również namawiając ją na imprezę. Wysłałam kilka wiadomości do znajomych w jasnym planem - 23 Anti. Po 17 mieliśmy spotkanie organizacyjne VSDS w klubie garnizonowym, po którym migusiem udaliśmy się do Amfiteatru na "koncert Happysad". Ujęłam to w cudzysłów, gdyż niestety nie dotrwaliśmy do tego koncertu z różnych przyczyn:)
Wybiła 23:00, ruszyliśmy do Antidotum. Jak zwykle o tej godzinie nie było w ogóle ludzi, ale przynajmniej mieliśmy miejsca siedzące. Muszę przyznać, że była to jedna z imprez w Anti, na której naprawdę się wybawiłam - tak jak kiedyś, a nie tak jak z przed roku kiedy było 10 osób na krzyż, wszyscy nawaleni i dodatkowo dycha za wstęp. Było naprawdę sympatycznie. Sporo ludzi, dodatkowo świetna ekipa ze mną, co w 100% pomogło mi się wyluzować i dobrze bawić. Wspominałam już, że uwielbiam imprezy z tancerzami? :) Dosłownie ubóstwiam takie momenty, kiedy słyszę piosenkę "salsową", spojrzę tylko na Kondzia i obydwoje wiemy o co chodzi, momentalnie zaczynamy tańczyć razem salsę, miejąc w dupie ludzi, i fakt że przy każdym moim obrocie zabijam ich własnymi włosami. :) To jest najwspanialsza rzecz na takich imprezach, kiedy w końcu można robić to co się kocha. Ubolewam tylko, że nie wypada mi się rzucać po parkiecie przy jakiś smutach, jak na tancerkę współczesną przystało, ale to może zostawię na inne okazje :) Pomijając jeden bardzo niemiły incydent, który mocno zwalił mnie, i niestety nie tylko mnie z nóg, to impreza była naprawdę gorąca! Wróciliśmy z Nikodemem do domu o 5 nad ranem, co dość mocno odczuwam w tej chwili, ale naprawdę było warto. Liczę na to, że impreza w tę sobotę, która będzie ostatnią imprezą przed rozpoczęciem roku szkolnego - oczywiście jeszcze nie mojego, gdyż ja zaczynam 28 września chyba ? - będzie jeszcze lepsza, jeszcze gorętsza i z większą pompą :)
A tutaj mała fotorelacja z imprezy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz