poniedziałek, 17 grudnia 2012

37.

Zjadłam właśnie moją ukochaną sałatkę, więc już mogę normalnie myśleć :) chociaż nie, od jakiegoś czasu ja już w ogóle nie myślę normalnie. Ciągle mi w głowie tylko święta, prezenty, śpiewam milion bożonarodzeniowych piosenek i żyję myślą szybkiego powrotu do domu :) ale już tylko 4 dni! :)

Wczoraj wróciłam z Łodzi, do mojego studenckiego podsumowania zasobu wiedzy wpadły dwie nowe piąteczki, z wprowadzenia do choreografii czyt. filozofii i z kompozycji tańca, więc jestem naprawdę zadowolona. W sobotę wieczorem prawie się zabiłam, faktycznie, miałam świadomość, że śnieg się topi i zaczyna padać deszcz, ale nie myślałam, że będzie tak cholernie ślisko! Prawie wyrżnęłam się na oblodzonych schodach w moich cudnych kaloszach, kiedy biegłam na tramwaj. Co do tramwai, to jestem w 100% przekonana, że łódzka komunikacja miejska za mną po prostu nie przepada. Jadąc w sobotę o godzinie 7 na zajęcia, zawsze spędzam w tramwaju ok. 40 minut, bez żadnych przesiadek, po prostu siedzę i słucham "hot ploty" na Esce, gdyż jest zawsze od 7 rano w weekendy. Tym razem niestety, nagle wszyscy ludzie wychodzą z tramwaju, więc zdejmuję słuchawki by dowiedzieć się co się stało, słyszę - tramwaj się zepsuł. Super. Wychodzę, jest prawie 7:30, nie mam pojęcia gdzie jestem i niebawem zaczynam zajęcia. Tramwaj się rozkraczył, a jak się później okazało, nie on, tylko tory. Zatem, każdy kolejny który starał się przejechać tą trasą, stawał za nim i włączał światła awaryjne, a ja jak ta sierota stoję i nie wiem co ze sobą zrobić. Poszłam na przystanek przy kolejnej ulicy by zobaczyć, czy uda mi się gdziekolwiek dojechać. Oczywiście nic, co mogłoby mi pomóc po prostu nie istniało. Odwracam się, a tam mój wcześniej "zepsuty tramwaj" właśnie odjeżdża. Cholera mnie strzeliła, bo miałam 15 minut do rozpoczęcia zajęć, a jedyny możliwy środek transportu właśnie mi odjechał. Czekałam sobie jakieś 20 minut na kolejny i tradycyjnie dotarłam spóźniona na sześciogodzinny wykład z filozofii. To nie koniec moich komunikacyjnych przygód. W niedzielę, kiedy starałam się dojechać na uczelnie było jeszcze ciekawiej. Idę sobie zadowolona do zajezdni, gdyż mieszkam obok, wyspana, gdyż ominęłam zajęcia z filozofii, nic strasznego się nie dzieje, tylko pada deszcz. Oczywiście co się okazało? Nie ma prądu i żaden tramwaj nie wyjedzie ani nie przyjedzie do zajezdni. No to znowu problem. Idę na przystanek autobusowy, wchodzę w ciemno do autobusu który jest "zastępczym" i dowiezie mnie do 1/3 mojej trasy, zawsze jakiś progres. Tam czekałam 20 minut na jakiś inny tramwaj, w który w końcu udało mi się wsiąść, lecz kiedy wysiadłam, znowu nie miałam pojęcia gdzie jestem, zatem czekałam na kolejny który mniej więcej podwiezie mnie w znajome mi miejsce. Dzięki Bogu dotarłam, ale znów z 20 minutowym poślizgiem. Bardzo nie lubię się spóźniać, więc miałam po tym ogromne wyrzuty sumienia. Bałam się później pojechać na dworzec, żeby przypadkiem znowu nic się po drodze nie zepsuło. 

Powoli zabieram się za pakowanie do Kołobrzegu. Nie mam zielonego pojęcia co ze sobą zabrać. Wiem tylko, że będzie tego sporo. Dzisiaj starałam się w miarę ekonomiczny sposób zapakować wszystkie prezenty, by je w całości zawieść do domu. Z lekka się przeraziłam, gdy doszłam do wniosku, że wydałam na nie wszystkie prawie pół tysiąca złotych. Ale czego się nie robi dla bliskich. 
Nie mogę się już doczekać czwartku i powrotu do domu... naprawdę chcę już być w Kołobrzegu, tak bardzo bardzo bardzo bardzo. Już chcę zobaczyć te vsdsowe twarzyczki, mojego kochanego kociaka i psa i oczywiście całą rodzinę, jak tylko wrócą z nart.

Tak sobie myślałam o napisaniu pod koniec roku takiego wpisu, w którym odniosłabym się do całego roku, każdego miesiąca, poumieszczałabym trochę zdjęć... Myślę, że to mogłoby być ciekawe. Troszkę skłoniła mnie do tego nowa aplikacja na facebooku - przegląd najważniejszych 20 wydarzeń w 2012 roku i chyba się skuszę na coś takiego, bo chętnie to przeczytam za kilka lat :) chyba powinnam już to powoli zacząć pisać, bo jak dojdzie co do czego to się nie ogarnę!

Dobra, kończę bo mam jutro sprawdzian z angielskiego, na który nie umiem za wiele, a wieczorem mam jeszcze aerobik i Siwy ma mecz, więc nie będę miała czasu tego ogarnąć.
Trzymajcie się cieplutko! 



haha, martwa Łopi o 7
kamizelka NEW YORKER / bluzka BERSHKA 


nowa aplikacja facebooka, bardzo przypadła mi do gustu



tęsknie! <3



założyłam dziś yomamkowe buty i było mi bardzo smutno i dziwnie, że nie było wokół mnie kilkunastu takich samych par :( tęsknie bardzo misiaczki! 

znalazłam kilka zdjęć jeszcze z zeszłego tyg. - starbucks 


Marika i jej fuck

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz